Mobilizująco powiem, że w głowie zawsze marzyłam o maratonie, ale perfekcyjnie chciałam się do niego przygotować, zawsze było jakieś 'ale', że jeszcze nie jestem gotowa, że na pewno za słaba, że to jest przecież długi dystans i nie wiem, jak zareaguje na to mój organizm, że boję się porażki, że co będzie jak nogi odmówią mi posłuszeństwa, że zabraknie mi sił, itd, itd, aż w końcu pewna serdeczna osoba, której jestem maksymalnie wdzięczna - 'kopnęła mnie' i uświadomiła, że nie mam na co czekać, nie myśleć za wiele, tylko wziąć się w garść i stanąć na tej linii startu! Zobaczę z czym to się je, najwyżej nie dobiegnę do końca, ale poznam swoje słabe strony, nad którymi wtedy będę wiedziała, że mam pracować. Oczywiście stanęłam, dobiegłam, byłam siebie dumna i tak startuję od tamtej pory i pokonuję swoje rekordy i mam nowe, ambitne cele. Także polecam to podejście - oczywiście w ramach rozsądku, ale jeżeli trenuje się regularnie, robi dłuższe przebieżki, przebiegło się dystans półmaratonu, to i maraton spokojnie można zaliczyć. Może nie będzie to czas z 3jką na początku, ale nie to się liczy. Trzeba pokonywać swoje granice, bo tak na prawdę to są one tylko w naszych głowach
.. no a na trasie trzeba sięgać po bananika i pić na każdym punkcie i się dobiegnie z wielkim bananem na twarzy