Rejestracja / Logowanie »
Prowadź osobisty dzienniczek treningowy. Dodawaj aktywności, oglądaj statystyki, poprawiaj życiówki! Odszukaj znajomych, dołącz do naszej społeczności!

  • Nie jesteś zalogowany.

#1 2016-01-07 17:24:50

Biegaczamator
Biegaczamator
Zarejestrowany: 2014-01-05
Wiadomości: 4
Reputacja: +  0  -

Biegający Królowie Życia

Ostatnie dni śniegiem ostro nas potraktowały. Kiedy wczoraj wyszedłem to tonąłem w śniegu, dzisiaj już było zupełnie inaczej, co zdjęcie ten wpis prowadzące pokazuje. Wszystko odśnieżone, niemal gotowa do śmigania śnieżna biegostrada. A ja niestety dzisiaj mam dzień bezbiegowy i zamiast po lekko tylko zaśnieżonych chodnikach śmigać, muszę w domu siedzieć. Ale jest jeden plus, który w dzisiejszej rozmowie się objawił. Odśnieżone chodniki wcale nie znaczą bezpieczniejsze, a wręcz przeciwnie. Poziom śliskości na nich zdecydowanie się zwiększa i grozi nie biegiem, ale ślizgiem nie kontrolowanym po płytach chodnikowych. Może i niesie za sobą ryzyko, ale poszedłbym dzisiaj tutpać. Tak jak poszedłem wczoraj. A wiecie dlaczego?
Odpowiedź jest prosta. Kiedy biegnę w takich trochę ekstremalnych warunkach, śnieg, mróz to czuję się jak król życia. Bo biegnę, kiedy inni powątpiewają w zdrowość mojego umysłu. Bo moje nogi zanurzają się śniegu wydając taki cudny chrzęszczący dźwięk. Biegnąc w takich mało normalnych warunkach czuję w sobie moc olbrzyma, gotowego ścisnąć kulę ziemską w dłoni tak mocno, aż góry się spłaszczą a oceany i inne wody trysną na kilometry wysoko. Bo jest ciężko, trudno, wręcz nie do końca normalnie, ale daję radę. A kiedy dobiegnę, to szał i radość wręcz niewysłowiona. Kiedy tak tuptamy w wyjątkowo trudnych i ciężkich przez innych do zrozumienia warunkach jesteśmy jak Królowie Życia, dla których nie ma rzeczy niemożliwych. Pamiętam, jak kiedyś biegliśmy parkrun na Cytadeli skutej lodem. To nie było tak, że tu i tam trochę lodu. To była jedna, wielka lodowa płachta bez kawałka przerwy. To nie był bieg, to było powolne ślizganie się po alejkach Cytadeli. Ale dobiegliśmy, a w zasadzie doślizgaliśmy się do mety, daliśmy radę, a frajda była wręcz nie do opisania. To był jeden z najbardziej, jeżeli nie najbardziej hardocorowych biegów, w którym brałem udział Ale nie wiem, czy chciałbym ponownie. Bo coś takiego wymaga…. No właśnie czego? Odwagi, brawury, szaleństwa? A może wszystkiego naraz. W najbliższą sobotę po parkrun, zgodnie z rozpiską mam znowu zmierzyć się z górkami Cytadeli. Przy tym stanie nawierzchni, jak pomyślę sobie o bieganiu po schodkach pokrytych śniegiem i lodem, to mam poważne wątpliwości. Może trzeba będzie za bardziej „ludzkimi” górkami się rozejrzeć. Bo adrenalina- adrenaliną, moc – mocą, ale rozsądek mimo wszystko na pierwszym miejscu, Nawet król życia w gipsie głupio wygląda.

więcej na blogu… sorry musiałem nie mogłem się powstrzymać, czyli biegaczamator się kłania

Offline

Stopka forum

Narzędzia moderatora